Ta strona używa ciasteczek (ang. cookies). Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, opuść tę stronę.
Akceptuję Polityka prywatności

Sensacje XX wieku

Pomimo szalejącej niemal po całej Europie burzy wojennej – tysięcy ton bomb zrzucanych każdego dnia na niemieckie miasta przez lotnictwo aliantów i przetaczających się przez kolejne państwa oddziałów wojsk sprzymierzonych w swoim marszu na Berlin – Dolny Śląsk do ostatnich miesięcy trwania II wojny światowej pozostawał miejscem nadzwyczaj spokojnym i bezpiecznym. Mieszkańcy niektórych miast i miasteczek zapewne z rzadka przypominali sobie, być może dopiero w chwili, gdy na front wysyłanego kolejnego sąsiada lub gdy kogoś dochodziły wieści o śmierci znajomego lub członka rodziny, że Tysiącletnia Rzesza bierze właśnie udział w najkrwawszej, najbrutalniejszej wojnie w dziejach świata.

Górzyste ukształtowanie terenu i położenie daleko poza zasięgiem amerykańskiego i brytyjskiego lotnictwa sprawiły, że w ostatnich dniach światowego konfliktu to właśnie Dolny Śląsk uznany został przez niemieckich strategów za rejon kluczowy. Poza taktyczną rozgrywką wojenną miały tu jednak miejsce wydarzenia, spośród których wielu do dziś nie jesteśmy w stanie wyjaśnić – świadków i niektórych uczestników zabijano na miejscu, by nikt postronny nie zdradził sekretów. A o jakie sekrety chodziło? W sztolniach, dawnych chodnikach kopalnianych i podziemiach zamków ukrywano skarby Rzeszy. I najpewniej nie było wśród nich jedynie złota, zrabowanych z polskich kościołów, muzeów i prywatnych kolekcji dzieł sztuki. Jakby tego było mało, starano się nie dopuścić do tego, by w ręce agentów amerykańskiego i radzieckiego kontrwywiadu wpadły tajne dokumenty ministerstw, dokumentacje techniczne nowych typów broni, maszyn szyfrujących czy informacje o prowadzonych przez nazistów eksperymentach medycznych. Jak wiele tajemnic skrywa przed nami jeszcze Dolny Śląsk?

Zamek Książ i tunele kompleksu Riese

 

Wojenna historia Zamku Książ pod Wałbrzychem ma ścisły związek z tajną niemiecką operacją znaną pod kryptonimem Riese. Niemcy – rękami tysięcy więźniów obozu w Groß-Rosen – prowadzili w Górach Sowich prace górniczo-budowlane już od 1943 roku. W skład ogromnego podziemnego kompleksu wchodziły także pomieszczenia i korytarze znajdujące się ponad 50 metrów pod komnatami dawnej rezydencji Hochbergów, a z piętra przeznaczonego wyłącznie dla Hitlera prowadziła do nich ukryta winda. Czemu miały służyć miały tajemnicze tunele, drążone w trudno dostępnych górskich rejonach Dolnego Śląska? Tego do końca nie wiadomo, choć pogłoski o trwających tu pracach nad Wunderwaffe, czyli cudowną bronią, niemieckimi latającymi dyskami, które miały zapewnić Nazistom zwycięstwo w wojnie, można włożyć między bajki. Wyjaśnienia zagadki takich miejsc jak Osówka, Walim i Włodarz, wchodzących w skład wspomnianego kompleksu Riese, nie ułatwia brak jakichkolwiek dokumentów, tłumaczących ich przeznaczenie. Pełna struktura podziemnej sieci tuneli pozostaje bliżej nieznana zresztą zarówno z tego powodu, iż nie posiadamy map, które w przypadku równie skomplikowanego przedsięwzięcia istnieć musiały, jak i z tego względu, że  w ostatnich dniach wojny na polecenie wysokich rangą oficerów SS dokonywano celowych zawaleń poszczególnych korytarzy i wejść do pomieszczeń. Zamek Książ – według najbardziej prawdopodobnej hipotezy – przygotowywany był na kwaterę dowództwa wojsk Hitlera, w którego sztabie pracowało łącznie kilka tysięcy osób. Ale niewykluczone, że podziemne tunele posłużyły Niemcom również do innych celów – ukrycia skarbów, przez lata gromadzonych przez specjalnie oddelegowane do tego zadania oddziały żołnierzy i oficerów wywiadu. Tak jak nie udało się po dziś dzień ani potwierdzić istnienia niektórych części budowanego do końca wojny podziemnego kompleksu, ani nawet odnaleźć wszystkich wejść do tych schronów, kopalni i sztolni, które odnaleziono, tak można przypuszczać, że w Górach Sowich lub w innym miejscu na Dolnym Śląsku wciąż ukryte są zaginione przedmioty o ogromnej wartości. A wśród nich, kto wie, może i zrabowana z rezydencji w Carskim Siole słynna Bursztynowa Komnata, którą w trakcie oblężenia Leningradu naziści najpierw rozmontowali, a później wywieźli do Królewca, skąd trafić miała podobno do Sali Konrada w Zamku Książ?

Zamek Czocha

 

Inna z dolnośląskich warowni – Zamek Czocha, od 1909 roku należący do niemieckiego potentata tytoniowego, barona Ernsta Gütschowa – skrywa do dziś tajemnice nie mniej interesujące niż podwałbrzyski Książ. Właściciel przebudowanej przez Bodo Ebhardta średniowiecznej twierdzy znany był nie tylko z działalności przemysłowej, ale i zamiłowania do kolekcjonowania dzieł sztuki – w zamkowych komnatach i miejscowej bibliotece zgromadził przez lata bezcenne zbiory artystyczne, a wśród nich ikony należące niegdyś do rosyjskich carów. Po wojnie, w komnacie chronionej przez grube pancerne drzwi, wskazanej nowym zarządcom przez zamkową bibliotekarkę, odkryto tylko niewielką część majątku Gütschowa, który swoją rezydencję opuścił – co wydaje się zaskakujące – dopiero w marcu 1945 roku. Czy do ostatnich dni baron zajmował się ukrywaniem bezcennej kolekcji? Wiele na to wskazuje. Bo z jakiegoż innego powodu właściciel zamku miałby czekać aż tak długo z ucieczką przed Armią Czerwoną, w każdej chwili mogącą odciąć mu drogę ewakuacji, by później wkroczyć do twierdzy? Na terenie zamku wciąż znajduje się wiele miejsc, do których nie ma dostępu – odcięta pomieszczenia i korytarz czy zasypana studnia na środku dziedzińca mogą być miejscem ukrycia drogocennych przedmiotów…

  

Ale to nie jedyne z niewyjaśnionych zagadek zamku. Mówi się o tym, że w trakcie II wojny światowej mieścić się tu miała tajna szkoła Abwehry, kształcąca szpiegów i szyfrantów. Skuteczność ich pracy, jak pokazuje przykład złamanej przy udziale polskich naukowców Enigmy, w niektórych przypadkach mogła decydować o losach wojny. Niemiecki kontrwywiad miał na swoim wyposażeniu jedyną na świecie maszynę szyfrującą, zdolną do rozpracowywania rosyjskich jednorazowych kodów szyfrujących, uważanych za niemożliwe do złamania. Niewykluczone, że „aparat” – taką nazwą urządzenia posługiwali się Niemcy – do momentu wywiezienia go do Rzeszy i późniejszego przechwycenia przez wywiad amerykański w Rosenheim stał nigdzie indziej, ale właśnie w specjalnie umocnionej i wyposażonej w dodatkowe urządzenie chłodzące piwnicy na wino w Zamku Czocha…

Skarb Wrocławia i „złoty pociąg”

 

Po klęskach w bitwach pod Stalingradem i na Łuku Kurskim – kolejno w lutym i sierpniu 1943 roku – wojska niemieckie na froncie wschodnim zostały zmuszone do odwrotu, którego nic nie było już w stanie zatrzymać. Losy największej wojny w historii zdawały się wówczas niemal przesądzone, a klęska Hitlera – w obliczu nacierających z zachodu wojsk alianckich – także najbliższym współpracownikom Führera musiała jawić się jako nieunikniona. Tymczasem w ostatnich miesiącach II wojny światowej na Dolny Śląsk przerzucono około miliona żołnierzy, którzy do pierwszych dni maja roku 1945 – nawet po samobójczej śmierci Führera – bronili Wrocławia, Lubania, Głogowa czy Nysy. Czego strzec miała tak liczna armia, skoro prace nad rzekomą kwaterą sztabu dowódczego Hitlera nie zostały zakończone? Czyżby istotnie chodziło o ukryte na Dolnym Śląsku skarby?

 

Na kilka miesięcy przed końcem konfliktu władze niemieckie wydały rozporządzenie, nakazujące wszystkim Niemcom deponowanie złota i kosztowności w bankach. Nie trudno się domyślić, jaki był prawdziwy powód wystosowania takiego rozkazu. Gra toczyła się o znacznie większą stawkę, niż ukrycie i zabezpieczenie pieniędzy obywateli Rzeszy. Mieszkańców Wrocławia, znających już historie o barbarzyńskim zachowaniu nadciągających w zastraszającym tempie czerwonoarmistów, nie trzeba było zbyt długo przekonywać do przekazania pieniędzy. Majątek tych, którzy zdecydowali się zdeponować swoje dobra w niemieckich bankach, zamknięty w ponad 50 ciężkich, ważących nawet po 200 kilogramów skrzyniach, przechowywano przez jakiś czas w podziemiach Prezydium Policji, choć z oczywistych względów nie mógł być to ich punkt docelowy. Złoto musiało zostać ukryte, a świadkowie zlikwidowani. Kto stał za całą akcją? Najprawdopodobniej – członkowie tajnej organizacji Odessa, założonej pod koniec wojny z inicjatywy Heinricha Himmlera. Grupa byłych członków SS, których zrzeszać miała wspomniana organizacja, ukrywając m.in. w bawarskich i austriackich Alpach złoto z Banku Rzeszy, starała się ułatwić sobie ucieczkę do krajów Ameryki Południowej i zabezpieczyć finansowo własną przyszłość.

 

W jaki sposób wydostać z miasta, do którego lada dzień dotrze Armia Czerwona, około siedmiu ton złota? Warunki atmosferyczne – zima roku 1945 była niezwykle śnieżna i mroźna – uniemożliwiały bezpieczny transport skrzyń ciężarówkami, toteż jedynym wyjściem było wywiezienie majątku koleją w stronę Lubania lub Zgorzelca. Dokąd ostatecznie trafiło złoto Wrocławia? Jedna z wersji legendy o składającym się z kilkunastu wagonów „złotym pociągu” głosi, że mógł on zostać ukryty w tunelu w okolicy Wałbrzycha, podobnym do tego, który w Jedlinie-Zdroju służył za schron dla specjalnego pociągu-kwatery Adolfa Hitlera. W innych – mających źródło w zeznaniach Herberta Klosego, byłego szefa wrocławskiej policji, członka akcji wywożenia skarbów ze stolicy Dolnego Śląska, odnalezionego przez UB w Sędziszowej, gdzie jeszcze w wiele lat po wojnie żył pod fałszywym nazwiskiem – pojawiają się m.in. okolice Karpacza ze Śnieżką, Góra Ślęża, Cieplice Śląskie czy Góra Wielisławka, znajdująca w pobliżu miejsca zamieszkania Klosego. Siedem ton złota zwyczajnie rozpłynęło się w powietrzu. Znaków zapytania w całej historii jest bez wątpienia wiele. Czy kapitan Klose należał – obok Otto Skorznego i Reinhard Gehlena – do Odessy? Czy był jednym z tzw. strażników skarbów, którzy mieli po wojnie innym nazistowskim oficerom pomóc w odnalezieniu i wydobyciu ukrytego złota? Dlaczego nie został zabity jak inni świadkowie? Nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się odpowiedzieć na którekolwiek z tych pytań i odnaleźć choćby niewielką część zaginionego majątku. Jedno jest pewne – podobne historie jeszcze przez wiele lat będą pobudzać wyobraźnię eksploratorów i poszukiwaczy skarbów na Dolnym Śląsku…

Podobne artykuły:

Kopalnia Podgórze

Kopalnia Podgórze to miejsce, w którym historia, nauka oraz ciekawostki z dawnych lat pozwolą Państwu przeniknąć do skrzętnie skrywanej historii PRL-u. Przewodnicy sięgają do tradycji, faktów z przeszłości i opowieści naszych dziadków.

Sezon turystyczny 2022 na Dolnym Śląsku został oficjalnie otwarty [AKTUALNOŚCI, INFORMACJE]

22-23 kwietnia 2022 r. Stara Kopalnia w Wałbrzychu gościła przedstawicieli obiektów turystycznych z całego regionu dolnośląskiego. Zobacz co Dolny Śląsk przygotował dla gości w 2022 roku!